„Dla każdego, kto pragnie wewnętrznego pokoju i duchowej czystości, sanktuarium powinien być Kościół katolicki. Wspaniale ogarnia On swą miłością, objawiając swą rolę jako przedstawiciela Chrystusa. Do doskonałości i nieskalanego charakteru Matki Kościół dołącza miłość Jezusa do grzeszników. Miłość ta pulsuje w każdej godzinie katolickiego życia. Z jakąż pokorą, ale i szczęściem, daje nam znać, że św. Piotr – pierwszy przywódca Kościoła – wypłakał morze łez za grzech zaparcia się. Podobnie powinien pokutować każdy grzesznik.” Te słowa zapisał w swoim notatniku Louis Francis Budenz, amerykański działacz i wpływowy członek Komunistycznej Partii.
Louis Francis Budenz urodził się 17 lipca 1891 roku w Indianapolis w stanie Indiana w Stanach Zjednoczonych. Pochodził z rodziny katolickiej i jako młodzieniec często uczestniczył w porannych mszach św. w kościele św. Patryka. W wieku 21 lat, należąc do stowarzyszenia katolickiego, wyjechał do Saint Louis, aby występować w sprawie sprawiedliwości społecznej.
Kiedy Budenz poślubił rozwódkę, nie mógł przystępować do sakramentów św. Stawał się też coraz bardziej niecierpliwy z powodu powolności działań Kościoła w sprawach reform społecznych. Porzucił wiarę katolicką. Wyjechał do Nowego Jorku, aby tam rzucić się w wir pracy społecznej. Z biegiem czasu stał się aktywnym działaczem i czołowym dziennikarzem Komunistycznej Partii USA. Następnie został agentem szpiegującym na rzecz Sowietów oraz przywódcą grupy szpiegów o nazwie Buben group. W 1935 roku otrzymał funkcję redaktora naczelnego ogólnokrajowego dziennika partyjnego Daily Worker.
W 1937 roku partia postanowiła rozpocząć dialog z Kościołem katolickim.
Louis Budenz spotkał się z najpopularniejszym w Ameryce biskupem, Fultonem Sheenem, w restauracji hotelu Commodore na Manhattanie. Dyskusja dotyczyła spraw komunizmu. Poglądy rozmówców różniły się niemal we wszystkich punktach. Nagle biskup Sheen, odsunąwszy sztućce pochylił się i, wbijając w Louisa przenikliwy wzrok, zaproponował rozmowę o Matce Bożej.
„W jednej chwili – wspomina Budenz – uświadomiłem sobie bezsens i grzeszność życia, jakie prowadziłem. Pokój, który wypływa od Maryi, a który posiadałem we wczesnych latach, stanął przede mną z obezwładniającą wyrazistością”. „Przez chwilę słyszałem modlitwę pozdrowienia Gabriela Ave Maria gratia plena! Jakże często – pomyślałem – prośbę tę wypowiadały tysiące ludzi w cierpieniu i przynosiła im ukojenie, a ja, który wiem lepiej, odrzucam Ją… Stanęły mi przed oczami owe pełnia życia i świętość, które porzuciłem. Jeszcze można było odzyskać pokój, który był skutkiem nabożeństwa do Maryi! Na myśl o tej perspektywie wstrzymałem oddech, cierpiałem pod olbrzymim ciężarem.”
To tylko fragment artykułu
Drodzy Czytelnicy, dostęp do niektórych treści jest ograniczony
Jeżeli posiadasz już konto, zaloguj się:
Kliknij na obrazek i obejrzyj strona po stronie!