W lipcu i sierpniu tysiące ludzi z każdego zakątka Polski wyruszają, aby pieszo pielgrzymować do tronu Matki Bożej Królowej Polski w Częstochowie. Ludzie od wieków przybywają do Niej, aby oddać Jej chwałę i cześć, a także aby wypraszać u Niej łaski i dziękować za te już otrzymane.
Pielgrzymowanie w sposób zorganizowany, to znaczy w grupach liczących od kilkuset do kilkunastu tysięcy ludzi, należy do polskiej tradycji. W innych krajach pielgrzymki, jeśli w ogóle się odbywają, to nie na taką skalę. Kiedyś, pod koniec lat 80., były one jeszcze liczniejsze, ponieważ ludzie pielgrzymowali również po to, aby zamanifestować swój sprzeciw wobec komunistycznej władzy i poparcie dla Kościoła. Pielgrzymowali starsi i młodzież, dla której pielgrzymka była ucieczką od szarej rzeczywistości i buntem przeciw ideologicznej indoktrynacji, którą miała na co dzień w szkołach i na uczelniach. Dla większości ówczesnych młodych ludzi wakacje kojarzyły się z trzema rzeczami: pielgrzymką do Częstochowy, festiwalem w Jarocinie i wyjazdem w Bieszczady. W tych trzech miejscach można było poczuć prawdziwą wolność. Po 1989 roku wszystko zaczęło ulegać stopniowej komercjalizacji i zaczęło zatracać swoją wartość. Postępująca laicyzacja i wygodny styl życia spowodowały, że ludzie odzwyczaili się od wyrzeczeń i coraz mniej osób chodzi na pielgrzymki.
Choć trudno mi w to uwierzyć, w tym roku po raz 40. pielgrzymuję pieszo do Częstochowrzymką warszawską i raz samotnie z Kazimierza nad Wisłą w 1999 roku. Oprócz tego jeszcze 6y. Po raz 29. z Poznańską Pieszą Pielgrzymką na Jasną Górę. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie lipca bez pielgrzymki. W ciągu 30 lat tylko raz ją opuściłem – kiedy pracowałem za granicą i nie mogłem na nią wrócić. Oprócz tego w latach 90. 4 razy pielgrzymowałem z pielg razy samotnie z Poznania, a właściwie z Lubonia, gdzie mieszkam. 2 razy udało mi się to zrobić w 96 godzin, czyli w 4 dni. Zwykle z całą grupą z Poznania do Częstochowy idzie się 10 dni.