Święty Filip Neri (1515-1595), „apostoł Rzymu”, kochał Matkę Bożą tak bardzo, że prawie zawsze
miał Jej imię na ustach, które wymawiał z taką miłością i czcią, że ci, którzy go słyszeli, byli głęboko poruszeni. Chodząc po ulicach Rzymu, święty często powtarzał: „Nie ma potężniejszego środka do uzyskania łaski u Boga niż pozyskanie wstawiennictwa Maryi”.
Natomiast jezuita, o. Albert Power, w książce „Wezwania Najświętszej Maryi Panny” napisał: „Jej wpływ na świat był i jest oczyszczający, uwznioślający i uszlachetniający. Maryja niesie ulgę milionom przygniecionym brzemieniem, niesie pokój i radość umęczonym sercom, radę wątpiącym, pociechę strapionym (…). Jakim wspaniałym dziełem Boga jest Maryja!”.
Matka Boża jest tak potężna, że gdy wzywano Jej imienia w różnych niebezpieczeństwach, często w sytuacji wojny, odnoszono spektakularne zwycięstwa.
Wśród bardzo wielu sukcesów odniesionych za przyczyną Maryi, zwróćmy uwagę na niektóre, a mianowicie:
– obronę Jasnej Góry (1655),
– victorię wiedeńską (1683),
– cud nad Wisłą (1920),
– miasto cudu (1939),
– rewolucję w Manili (1986).
OBRONA JASNEJ GÓRY (1655)
W roku 1655 Szwedzi najechali na ziemie polskie. Zdobywali warowne zamki i grody; bywało i tak, że szlachta dopuszczała się zdrady i – kierując się korzyściami materialnymi – „kupczyła” ojczystą ziemią. Gdy Kraków i Warszawa padły w boju, król szwedzki, Karol Gustaw, pod dowództwem generała Burcharda Millera wyprawił swe wojska, aby zdobyć Jasną Górę. 18 listopada dowodzący szwedzką armią otoczył klasztor i zażądał poddania się.

Przeor klasztoru jasnogórskiego, o. Augustyn Kordecki, postanowił, że nie odda świątyni Szwedom. I tak, dzień po dniu, w ciągu prawie sześciu tygodni rozgniewany wróg ponawiał ataki, pieniąc się w bezsilnej złości, że nie może zdobyć jasnogórskiej twierdzy.
W cudownej kaplicy nieustannie zanoszono modły do Maryi; dzień i noc na zmianę przed obrazem leżeli krzyżem: rycerze, mieszczanie i mnisi. O. Kordecki był wszędzie: raz w kaplicy modlił się żarliwie, to z krzyżem w ręku przebiegał wały, zagrzewając do obrony, to krzepił wątpiących, to rannych pocieszał, wszędzie widać było jego postać w białym habicie. A Maryja każdego dnia cudowną swą opiekę jawnie okazywała. Przy każdym szturmie widziano z obozu szwedzkiego Panią w błękitnym płaszczu, jak unosząc się nad oblężoną twierdzą, ręką kule znad klasztoru na obóz nieprzyjacielski odrzucała i płaszczem swym od pożaru Jasną Górę osłaniała. Co dzień padali rażeni własnymi kulami żołdacy szwedzcy. Zastępy ich ciągle malały, klasztor stał cały, a obrońcy jego, ducha nie tracąc, mężnie się bronili. I oto generał Miller, nie mogąc ani siłą, ani układami zdobyć klasztoru, w święto Bożego Narodzenia, w nocy, cichaczem z hańbą odstąpił. Na Jasnej Górze zapanowała radość ogromna. Z siłą, z jaką proszono, dziękowano teraz za cud wspaniały. Nie tylko samą Jasną Górę Maryja cudownie obroniła, lecz całą Polskę.